Adrian Ziobro

Determinacja i marzenia: rozmowa ze statystykiem Adrianem Ziobro

Adrian Ziobro, człowiek, który jeszcze w 2021 roku zaczynał naukę zawodu statystyka. Dzisiaj pracuje w reprezentacji Polski u-22 i w klubach Taruon Ligi. Wszystko dzięki pasji i miłości do siatkówki. Dzieli się swoją inspirującą historią i marzeniami Dowiedz się, jak wyglądała jego droga i jakie lekcje wyniósł z każdego etapu swojej kariery.

Kamil: Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie siatkówką?

Adrian: To się zaczęło jak byłem dzieckiem. Mam wiele rodzeństwa i wszyscy są muzykami poza jednym bratem, który jest informatykiem i półamatorsko grał w siatkówkę. Ta pasja do siatkówki i komputerów wzięła się od niego. Poszedłem kiedyś na trening i mi się spodobało. Stwierdziłem, że spróbuję i może się uda. W Kinderkach uczęszczałem na treningi i krok po kroku się rozwijałem. Zostałem zapisany do szkoły muzycznej i trudno było mi to łączyć. Ostatecznie moje parametry fizyczne nie pozwoliły mi na grę i zostawiłem siatkówkę. Na studiach do niej wróciłem jako zawodnik. 

Kamil: Szymon Rachwalski, którego też uczyłem opowiadał, że zanim zainteresował się siatkówką, to uczył się grać na skrzypcach. 

Adrian: Skrzypce czy gitara wymagają pracy szybkich palców, więc może to pomaga nam w pracy. 

Kamil: Co skłoniło Cię do myśli, aby zostać statystykiem w siatkówce i czy ta decyzja była dla Ciebie łatwa? 

Adrian: Trenowałem młodzież w Rzeszowie, potem młodzieżowe kobiety w Dębicy. Studiowałem wychowanie fizyczne w Rzeszowie. Pewnego razu trener, u którego grałem przyszedł do mnie z ciekawą propozycją. Było to skierowane do trzech chłopaków, którzy trenowali. Chodziło o posadę statystyka w Mielcu, gdzie trenerem był Roman Murdza. Szukał kogoś młodego do pomocy w treningu i do pracy jako statystyk. Był to bardzo ciekawy pomysł, ale stwierdziłem, że nie mam o tym pojęcia. Chciałem pójść w siatkówkę, bo zrobiłem uprawnienia Trenera PZPS. Stwierdziłem, ze jak nie mam pojęcia, to nie spróbuję, bo łatwo byłoby zaliczyć falstart i puścić w obieg złą opinię o sobie. Uczenie samodzielnie sprawiłoby znacznie więcej trudności i myślę, że mogłoby mnie zniechęcić. Do Mielca poszedł Dominik Fabianowicz, który następnie trafił do Opola a obecnie jest tam drugim trenerem.  Próbowałem sam się uczyć zanim znalazłem szkolenie, ale po jakimś czasie odpuściłem, bo nie uda się to chcąc wejść na wyższy poziom samodzielnie. 

Kamil: Czy łatwo było podjąć Ci decyzje o udziale w szkoleniu?

Adrian: Wysłałem do Ciebie maila, dostałem odpowiedź o programie szkolenia. Wtedy zaczynałem pracę w szkole, gdzie nie miałem pełnego etatu. Kalkulowałem, czy będę w stanie podjąć się tego tematu. Dzięki temu, że rozłożyliśmy kwotę szkolenia na raty, zaczęliśmy szkolenie niemal od razu i podjąłem decyzje o wejściu w ten temat na maksa. W pierwszym moim klubie dostałem niezbyt wysoki kontrakt, ale to był sezon przełomowy, żeby sprawdzić czy sobie poradzę w pracy samodzielnej. Mogłem się przekonać, czy to jest to, czy jednak nie. Szkolenie dało mi wiedzę teoretyczną, ale w klubie doszła presja czasu. Trafiłem na przeróżnych ludzi i wiele zawodniczek, a każdy ma inne wymagania. Po pierwszym sezonie stwierdziłem, że idę w to dalej.

Kamil: Czy pamiętasz jakie były Twoje wrażenia w trakcie szkolenia? 

Adrian: Po pierwszym spotkaniu, gdy zacząłem się uczyć kodowania, było cieżko. Miałem starego laptopa i było mi go szkoda, ale miałem ochotę rzucić nim o ścianę. Byłem wściekły, bo coś rozumiałem, ale po chwili miałem wrażenie, że tego nie rozumiem. Po czym znowu spojrzałem na coś innego i wszystko zaczęło się okazywać logiczne. Po 2-3 dniach poczułem satysfakcję, bo widziałem krok w przód. Było to mozolne i monotonne. Samo pisanie jest do dziś nudne, ale późniejsza analiza otwiera przed nami siatkówkę. Kodowanie jest na początku trudne, bo musimy zapisać wiele różnych elementów i chyba na żywo nikt nie zapisuje wszystkiego. Po meczu dopisujemy rzeczy, na które nie ma czasu na żywo. 

Kamil: Co było dla Ciebie najtrudniejsze, a co najłatwiej Ci przychodziło? 

Adrian: Najtrudniejsze chyba było ocenianie. Sama nauka była taka jak z książki, bo nawet mówimy „książkowe zagranie”. W trakcie pracy przychodziły do mnie zawodniczki z pytaniem „dlaczego tutaj tak oceniłem, a tu inaczej”. Odpowiedź, „bo tak mnie uczono” nie jest odpowiedzią. Trzeba mieć własny system oceniania i argumenty na wszystko co robimy. Najtrudniejsze było to, żeby ugruntować sobie wiedzę i nie myśleć nad odpowiedzią, tylko ją znać. Reszta przychodziła trudno na początku, ale z czasem wszystko stawało się łatwiejsze. 

Najłatwiej przychodziło mi pisanie automatyczne. Przestałem myśleć co mam wpisać, a palce same to robiły. Więcej i więcej, a dzięki temu po meczu miałem mniej dopisywania i poprawiania. Teraz skupiam się na szczegółach, a nie na tym jakie litery, cyfry czy znaki wpisać. Obserwuję to, co dzieje się na boisku. Czy taktyka ustalona przed meczem się potwierdza? Czy jednak trzeba coś zmienić? To przyszło dopiero w momencie, kiedy przestałem zastanawiać się co mam wpisać. 

Kamil: A ile Ci zajęło od pierwszego meczu do dojścia do momentu automatyzmu pisania? 

Adrian: Po szkoleniu z Tobą zacząłem staż w Rzeszowie i tam pisałem bardzo dużo treningów. Przez caly okres stażu Mateusz kontrolował postępy w pisaniu, co się zgadza, a co nie. Początkowo różnice były kolosalne. Po trzech tygodniach miałem momenty zwątpienia. Niby to potrafiłem, a jednak nie byłem w stanie nadążyć z pisaniem na żywo. W pierwszym meczu ligowym jaki pisałem, odpusciłem sobie kierunki i skupiałem tylko na podstawowych elementach. Bez rozegrania, bez stref i elementów, które nie widnieją na raporcie meczowym. Zabezpieczałem tylko to, co ktoś mógł wyłapać na stronie w raporcie meczowym. W tym pierwszym meczu mieliśmy z Mateuszem spore różnice, ale już w ostatnim meczu ligowym praktycznie było tak samo. Wymagało to wiele pracy i poświęcenia, bo sezon trwał od września do kwietnia. Nie byłem na wszystkich treningach, ale te kilka miesięcy były niezbędne dla postępu jaki poczyniłem.

Kamil: Jak rozwinęła się Twoja kariera po szkoleniu?

Adrian: Trafiłem na staż do Rzeszowa pod skrzydła Mateusza Janika, Bartka Dąbrowskiego i Stephana Antigi, którzy bardzo ciepło mnie przyjęli. Tam ogromnie skorzystałem z ich wiedzy. Podczas sezonu wynikły rzeczy, których nie da się przekazać na szkoleniu, bo czasami są one poza pracą statystyka, a chodzi też o obycie w drużynie. Jestem wdzięczny za to, że mnie przyjęli i miałem okazję pracować w rodzinnym mieście. Niezmiennie jest to moje marzenie, żeby wrócić do pracy w Rzeszowie.

Po tym sezonie Tarnów awansował do ekstraklasy i dzięki Mateuszowi Janikowi dostałem stamtąd propozycję. W tamtym sezonie Legionovia Legionowo wycofała się z rozgrywek i skończyliśmy na 11. miejscu. W kolejnym, niemal podzieliliśmy losy Legionovii i spadliśmy z ligi. Po zakończonym sezonie było kilka dni wolnych i dostałem wiadomość od Trenera Kuby Głuszaka, który miał dla mnie propozycję. W taki sposób zacząłem z nim pracę w reprezentacji Polski Kobiet U-22. Dwa lata spędziłem w kadrze Polski.  

Kamil: I co dalej? 

Adrian: Oficjalnie jeszcze nie mogę powiedzieć, ponieważ klub ma pierwszeństwo w ogłoszeniu podjęcia współpracy, natomiast zostaję w Tauron Lidze. Niebawem będzie to informacja oficjalna. Jestem bardzo zadowolony, bo będzie to dla mnie kolejny duży krok w rozwoju. Trafiam do zespołu z ambicjami i ciekawym trenerem. To mnie napędza do dania kolejnych 110%. Sezon kadrowy jest dla mnie docenieniem i widzę, że ktoś docenia moją pracę w klubie. Do tej pory pamiętam swój pierwszy mecz w kadrze. Jak oglądasz go w telewizji i jest hymn, to nie ma wielkiej ekscytacji. Jednak jak jesteś na meczu z zespołem, słyszysz swój hymn i widzisz wszystkich ludzi, którzy włożyli serca żeby tu być, to jest to nieporównywalne z niczym innym. Zamieniłem wszystko, co było wcześniej, na swoją pasję. Krok po kroku dążyłem do tego, żeby być w kadrze. Udało się dość szybko i jestem Trenerowi Kubie Głuszakowi wdzięczny, że mi zaufał. 

Kamil: To jest ciekawe, bo tylko osoby, które są z zespołem codziennie, wiedzą ile dobrych i złych chwil kosztuje sukces. To ogrom ciężkiej pracy, przerzucane tony na siłowni, dziesiątki tysięcy skoków skutkują sukcesami. Takie osoby wiedzą czy wynik jest dobry, czy nie. Nikt inny nie jest w stanie tego stwierdzić. 

Adrian: Zgadza się. Ja jestem dumny z naszej reprezentacji U-22, bo uważam, że sięgnęliśmy po bardzo dobry wynik. Między innymi jako jedyni wyrwaliśmy seta Włoszkom. Gdyby nie kilka przeciwności, to moglibyśmy sprawić sensację na tym turnieju. Było widać w tej drużynie ogromne serducho i nie można nikomu zarzucić braku walki. 

Kamil: Jakie cechy charakteru są najważniejsze, żeby być dobrym statystykiem? 

Adrian: To może nie cecha charakteru, ale trzeba cierpieć na bezsenność. Z cech charakteru to wytrwałość i cierpliwość w dążeniu do celu. Bez tego nigdzie nie dotrzemy. Przydaje się także powtarzalność, bo często poprawiamy po ludziach te same rzeczy. Tak zresztą zostałem nauczony na szkoleniu, aby każdy mecz przejrzeć i dostosować go do swojego systemu. To pozwala mi przyjść z meczami do trenera i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to jest przygotowane i sprawdzone. Jeśli nie czerpiesz z tego przyjemności i traktujesz to tylko jako pracę, to nie wróżę dalekiej przyszłości, bo wymaga poświęcenia. Bez tego nie zrobisz kroku do przodu. Jeśli masz marzenia, to czasami musisz poświęcić swoje miasto rodzinne i się przeprowadzić, aby je spełnić. To także odwaga, bo wyjeżdżasz w nowe miejsca, gdzie nikogo nie znasz. Musisz się odnaleźć i zaadaptować. Ja na przykład uczyłem się angielskiego od dziecka, ale dopiero na turnieju w Meksyku zderzyłem się z angielskim-amerykańskim, który jest zupełnie inny niż ten szkolny. Nie mieliśmy Internetu na hali i trzeba było odważyć się mówić. Jestem introwertykiem, więc to było wyjście ze strefy komfortu. Byłem sam i musiałem podjąć rękawicę.

Kamil: Jakie są Twoje cele i ambicje zawodowe? 

Adrian: Dalsza przyszłość to zostać trenerem. Na ten moment, chciałbym pracować w kadrze seniorskiej. Niekoniecznie Polski, bo mamy dużą konkurencję na skalę światową. Chciałbym zaistnieć w strefie medalowej na Igrzyskach, a jeśli nie, to na przykład podczas Mistrzostw Europy. Chciałbym zawiesić sobie medal na szyi i spełnić kolejne marzenie.

Kamil: Czy jeszcze potrafisz oglądać mecze siatkówki? 

Adrian: To jest inny styl uczestniczenia w meczu. Myślę sobie o statystykach i wyłącza mi się przyjemność uczestniczenia w imprezie. Czasami próbuję wyłączyć to myślenie analityczne i udaje się, ale na krótki okres. Często byłem na meczach po sezonie i nie przypominam sobie, żebym był wyłączony cały czas. Raczej analizuję, że w jakimś miejscu nasza taktyka z sezonu by się sprawdziła, a w innym nie. Łatwiej jest mi oglądać męską siatkówkę, bo nie znam aż tak dobrze tych zespołów. 

Kamil: Gdyby jakiś marzyciel dzisiaj zapytał Cię o rady, co powinien zrobić, aby profesjonalnie zająć się siatkówką, co byś doradził?

Adrian: To jest dobre pytania. Na początku zasugerowałbym, aby poszedł na mecz i sprawdził, czy sprawia mu przyjemność oglądanie tego meczu, branie w nim udział. Niekoniecznie chodzi mi o naszą perspektywę. Jeśli sprawia mu to przyjemność, to niech odpowie sobie na pytania, czy chce wiedzieć więcej na ten temat. Jeśli tak, to może podejść do kogoś ze sztabu i poprosić o opowiedzenie o życiu w sztabie. Nie musi być to statystyk. Taka osoba ze sztabu powie o pracy w zespole i atmosferze. Grono sztabowe jest dość wąskie i spędzamy ze sobą cały sezon. Widzimy się non-stop i nie każdy potrafi uczestniczyć w czymś takim. Takie działania pozwolą na odpowiedzenie sobie na pytanie, czy to jest ścieżka marzeń, czy tylko praca. Jak ja pojawiłem się na stażu w Rzeszowie, to przez pierwszy tydzień siedziałem na trybunach i nie brałem aktywnie udziału. Wtedy zadawałem sobie takie pytania. Krok po kroku zdawałem sobie sprawę, że tu zaczynam spełnianie swoich marzeń. 

Kamil: Poruszyłeś bardzo ciekawy wątek, bo w taki sposób każdy i bezkosztownie może sprawdzić czy chce się tym zająć. 

Adrian: Jako kibic przychodziłem na mecze i postrzegałem osoby z drużyn jako idoli, którzy są zafascynowani i oddani swojej pracy i nie mają czasu dla kibica. Miałem opory przed tym żeby podejść i o coś zapytać. Byłem w błędzie, bo te osoby są często bardzo otwarte i chętnie rozmawiają z kibicami. Myślę, że osoba z zewnątrz zawsze spotka się z pozytywnym odbiorem i będzie możliwość porozmawiania. Nie zawsze uda się to po meczu, bo mamy różne obowiązki. Czasami łatwiej jest przed meczem, bo pojawiamy się dużo wcześniej na hali. Jak ktoś naprawdę chce, to znajdzie chętnego i możliwość do rozmowy. Wystarczy podejść i zapytać!

Chciałbyś poznać tajniki tego zawodu i rozwinąć swoją karierę w świecie siatkówki? Nie czekaj dłużej! Skontaktuj się ze mną już teraz i zostań profesjonalistą w siatkówce. Wypełnij poniższy formularz, a ja odpowiem na wszystkie Twoje pytania i wspólnie przygotujemy Cię do sukcesu w tej pasjonującej dziedzini


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *